wtorek, 2 stycznia 2018

W świątecznym nastroju

Opowiem wam, jak było u nas przed Świętami Bożego Narodzenia.
Za oknem było zwykle szaro, ale w klasie było nam bardzo świątecznie. Najpierw w klasie pojawiła się choinka. Potem przynieśliśmy różne ozdoby i lampki, i ją ubieraliśmy. Choinka stała na ławce na końcu klasy i była bardzo ładna. I przez cały czas mrugała do nas kolorowymi światełkami. Potem na szybach namalowaliśmy różne wzorki i obrazki. Ale najlepsze było 13 i 14 grudnia, kiedy robiliśmy pierniczki. Mama Leny zrobiła dla nas całą górę ciasta a my to ciasto wałkowaliśmy i wałkowaliśmy, aż zrobił się placek. Z tego placka wycinaliśmy foremkami różne kształty. A na koniec wycięte ciasteczka piekły się w piekarniku. I piekły się tak cały dzień, nawet na języku angielskim! Od naszych wypieków pachniało w całej szkole. I nam się tak chciało tych pierniczków, że schrupaliśmy sobie kilka. Tak tylko, żeby sprawdzić, czy dobre. I były dobre, nawet bardzo! Ale najlepsze to były, jak je pomalowaliśmy. Bo następnego dnia przynieśliśmy lukry i posypki, orzeszki i suszone owoce, i ozdabialiśmy pierniczki. Ale zanim zaczęliśmy ozdabiać, to musieliśmy wszystkie upieczone pierniczki policzyć i podzielić je równo między siebie i jeszcze zostawić trochę ciasteczek na nasze spotkanie wigilijne. To liczenie było strasznie trudne. Liczyliśmy dziesiątki i zapisywaliśmy je na tablicy. A potem pani pomogła nam to podzielić. Ufff..., jak w końcu było wiadomo po ile mamy pierniczków, to zaczęliśmy przebierać i wybierać. I malować, ozdabiać. Prawdziwe cudeńka nam powychodziły! Zrobiliśmy też pierniczki dla tych kolegów i koleżanek, którzy byli nieobecni w klasie. Potem było im bardzo miło. Te pierniczki później pakowaliśmy do woreczków, wiązaliśmy i pisaliśmy życzenia. I to był nasz prezent dla naszych bliskich, ważnych dla nas osób. Taki słodki i świąteczny.
15 grudnia pojechaliśmy autobusem do Muzeum Czerwca 1956. Tam przewodnicy uczyli nas robić takie papierowe ozdoby na choinkę, jakie robili nasi rodzice, kiedy byli mali. Najfajniejsze były kolorowe łańcuchy z krepy. Na początku były strasznie trudne, ale potem okazało się, że nie jest tak źle. Wszystko wyszło pięknie!
A na samym końcu, ostatniego dnia w szkole, było bardzo uroczyście i miło. W świetlicy były jasełka i pan Szymon, nasz pan dyrektor, czytał nam świąteczną opowieść. A w klasie na stołach ustawiliśmy wszystkie świąteczne smakołyki, które przynieśliśmy ze sobą do szkoły. I wielu z nas osobiście pomagało w ich przygotowaniu! I wiecie co? Zapomnieliśmy o naszych pierniczkach! Na szczęście ktoś o nich przypomniał i mogliśmy je też zjeść. A pod choinką były prezenty! Bo wy nie wiecie, ale my nawzajem kupowaliśmy sobie książki i robiliśmy rysunki. To było bardzo miłe. I jeszcze przyszły do nas dzieci z klasy 1a i razem oglądaliśmy film!
Ależ to był dzień! Składaliśmy sobie życzenia, bawiliśmy się. I ktoś zapytał, czy będą lekcje, a pani powiedziała, że dziś są takie lekcje. No, ale przecież takie lekcje to nie lekcje! Pani tłumaczyła, że w ten sposób też się uczymy: o tradycjach, współdziałania, składania życzeń, zachowania przy stole i jeszcze mnóstwa innych rzeczy, co już ich nawet nie pamiętam. My i tak wiemy, że to nie były lekcje. Nie było zeszytu, książki, piórnika. Nie było nawet zgłaszania się! To nic, i tak nam się podobało.
Tu znajdziecie kilka zdjęć z tego dnia.

Co nas czeka w czwartej klasie ?

24 czerwca mieliśmy spotkanie z panią Grażynką pedagogiem szkolnym, a tematem było omówienie zmian, jakie czekają na nas w klasie czwartej....